niedziela, 23 sierpnia 2015

Wietrzne baty na Tocllaraju

17.08.2015, 20:00

Już czwartą noc żyjemy sobie w naszym małym namiotowym światku. Jest dosyć ciasno, rankami wilgotno, pewnie trochę już śpiwory "czadzą", ale jest cieplutko!:) Karimatki są chyba wygodniejsze od naszych hostelowych łóżek, a puchowe śpiworki Małacha są po prostu niezastąpione! Mieliśmy już dziś wracać do Huaraz ale górki po raz kolejny uczą pokory... 

Miała być szybka akcja: dojście do base campu w dolinie Ishinka, kolejnego dnia biwak na morenie na ok. 5000 m n.p.m. i uderzamy na Tocllaraju, drogą normalną lub... wschodnią ścianą. 
Nasz cel, Tocllaraju, 6032 m npm

czwartek, 13 sierpnia 2015

La Esfinge - skalne oblicze Cordilliera Blanca

Góry, wspinanie i my :)
Udało się!!! Jeden z głównych - górskich - celów w Peru osiągnięty! :) Przy naszych przedwyjazdowych zdrowotnych zawieruchach nie wiedzieliśmy do końca na co w ogóle będzie nas stać. Wiedzieliśmy tylko, że chcemy wyjechać, co będzie to będzie, jeśli będzie to droga na skalnej, najwyższej i najbardziej znanej w Peru ścianie Sfinksa - to byłoby super. Aklimatyzację ustawiliśmy pod ten cel i wszystko przebiegałoby super, gdyby nie moje przeziębienie i rewolucje żoładkowe, które dopadły mnie po powrocie z Valluranaju. Spędziliśmy cztery dni w Huaraz i przy pierszych oznakach mojej poprawy postanowiamy wyruszyć do doliny Paron. Logistycznie to w miarę proste przedwsięzięcie: dwie godziny busem (colectivos) do Caraz (6 soli od głowy) a potem dalsze dwie godziny taksówką do jeziora Paron (wytargowaliśmy cenę 80 soli). Droga jest tym razem o wiele mniej wyboista, a widoki urozmaicają okoliczne wioski z przydomową produkcją glinianych cegieł, pracą na roli pługiem i wściekłymi psami. Potem pojawiają się ściany. Aż się wierzyć nie chce, że całe wspinanie koncentruje się na Sfinksie, kiedy wzdłuż drogi wyrastają potężne kilkusetmetrowe turnie. Z pewnością związane jest to z  jakością skały, ale mimo wszystko...

środa, 5 sierpnia 2015

Vallunaraju i rekord wysokości

W koncu w gorach!
Godzina 18:00, całkiem spokojny wieczór, na niebie stalowe chmury chwilowo wystroiły się w pastelowy żółty kolor zachodzącego słońca, gdzieś tam w oddali szczeka pies, jak zwykle trwa koncert ulicy, a jednak... Albo ten hałas jakiś mniejszy albo my przesiąkliśmy już peruwiańskim gwarem.

Ja leżę w łóżku już drugi dzień, dziś w końcu katar trochę odpuszcza,ale wciąż jestem słaba.  Pobyt w Hatun Machay zostawił mi niemiłą nuespodziankę w postaci cieknącego nosa, ale czułam się dobrze, Adam też, więc w sobotę z rana ruszyliśmy w stronę Vallunaraju, naszego szczytu aklimatyzacyjnego. To szczyt położony u wlotu doliny Quebrada Llaca, niedaleko Huaraz, więc logistyka była prosta.