niedziela, 28 lutego 2016

Pociągiem na skitury

Wspinanie w Sertig

Podróże, podróże, małe i duże... Tyle było wpisów o naszej podróży za oceanem, a przecież wystarczy kilkadziesiąt (lub kilkaset...) kilometrów i wrażenia na pewno nie gorsze niż te z przestrzennych krajobrazów w Utah. Po prostu inne...

W ramach rozpoznania terenu zrobiliśmy mały wypad do Szwajcarii by odwiedzić narciarsko Disentis i Oberalpass a zarazem zadziabać coś lodowo w Sertig. Pogoda nie do końca rozpieszczała, a przynajmniej nie na zjazdach. Za to puszek był niczego sobie...



Pierwszego dnia załadowaliśmy się do pociągu w Disentis, by dotrzeć na Oberalpass (przełęcz jest zamknięta zimą dla ruchu kołowego, istnieje tylko szynowy). Stamtąd ruszuliśmy na Pazollastock w lekkim mleku. Na szczęście ślad był założony, Adam miał GPS, więc nie było problemu ze znalezieniem drogi i szczytu. Gorzej ze zjazdem. Po trawersie po grańce do przełęczy rozpoczęliśmy zjazd do Andermatt w totalnym zawiesistym mleku. Whiteout na maxa. Śnieg był super, jednak przyjemność zjazdu ograniczył brak kontrastu w tej wszechogarniającej bieli. Ale Andermatt się znalazło i pociągiem przetransportowaliśmy się do Disentis. 

W Szwajcarii podróże pociągiem to standard

W drodze na Pazollastock

Szczytujemy w bieli
Takie tutaj normalnie są widoki... Adam je ma... tydzień później

W drodze do zjazdu

Ciężki zjazd tonący w bieli

Adama spodnie dają minimum kontrastu

Pociągowa gąsieniczka, śpieszymy by ją złapać w Andermatt

Kolejny dzień to dziabanie w Sertig. Pogoda tym razem była wspaniała (akurat wtedy jak nie musiała...), lody pięknie wylane, a widoki bajkowe. Zrobiliśmy lewą stronę Y czyli jakieś mocne WI 3+ i obowiązkowo postanowiliśmy tu wrócić. Na kolejne lodowe linie i skitury!

Sertig powitał nas pięknym słońcem

Dolina jest bardzo urokliwa

Mieliśmy dużą pokusę by olać lody i ruszyć na tury

Lody w Sertig, każda linia wygląda zachęcająco

Wbijam się w lodzik trochę odśnieżając

Adam ciągnie górę w kolorze błękitnym

Ostatni dzionek to znów kierunek Disentis i wyjazd kolejką na wysokość 2800 m, trawers do przełęczy Aultscharte, krótkie wspięcie po drabinkach i znajdujemy się w po drugiej stronie grani z widokiem na Oberalpstock. Zjazd na lodowiec Brunnifirns to puchowa bajka, potem trzeba znów założyć foki i ruszyć w górę. Pogoda znów nam płata figla i gdy osiągamy wysokość przełęczy, z której zjazd miał być na drugą stronę przez dolinę Strem, dopadają nas chmury i dobrze znane nam mleko. To by było na tyle z tego niesamowitego zjazdu. Decydujemy się na odwrót podejściowymi śladami. Na szczęście Adam jest Przewodnikiem na piątkę z plusem i miał przygotowany plan awaryjny czyli zjazd z przełęczy Brunnipass. Gdyby tylko widoczność była lepsza to zjazd możnaby zaliczyć do genialnych. Tylko dwa  ślady przed nami, super puch, mega jazda! W ogóle nie chciało się stamtąd wracać... Trzy dni to baaaaaaaaaaardzo za krótko! Potencjał freerajdowo-skiturowy jest ogromny, a kursujące pociągi na trasie Andermatt-Disentis ułatwiają znajdowywanie dłuuugich zjazdów.

No cóż, tydzień później Adam po raz kolejny zawitał w ten rejon. Tym razem nie tylko śnieg dopisał, ale również i pogoda. Oraz klienci... :)

Pogoda taka prawie ładna

Startujemy na Aultscharte

Wspinanie po drabinkach na Aultscharte

Widok na Oberalpstock 3328 m

Zejście z Aultscharte

Wężyki

Podejście z lodowca w stronę szczytu

Whiteout na przełęczy, dokładnie kiedy mieliśmy zacząć zjeżdżać...

Zjazd y Brunnipass, ta strzałeczka pokazuje skąd zjeżdżaliśmy, na jej końcu jestem ja!

Puszek okruszek..

A taką pogodę Adam miał tydzień póżniej...

I takie zjazdy zafundował swoim klientom - zazdroszczę im!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz