niedziela, 5 marca 2017

Lodowa Norwegia

Włosi na centralnej linii Hydnefossen
Norweskie lody tłukły się w mojej głowie już tak długo, że powoli stały się jakąś mitem owianą krainą, utkaną setkami lodowych nitek, ciągnącymi się po kilkaset metrów...
Ta... Tydzień przed naszym wylotem do Norwegii zastanawiamy się czy nie odwołać naszego wyjazdu do wymarzonej krainy. Najgorszy warun od kilku lat, lodu co kot napłakał, temperatury na plusie...

Po rozmowie z człowiekiem północy i drugiej między nami dochodzimy do wniosku, że trzeba ryzykować! I tak 6 lutego stajemy na ziemi Wikingów. Zapak do autka i ruszamy do Rjukan!
Kwaterujemy się w starej szkole czyli Old School Hostel, z racji na kiepskie warunki jesteśmy tam właściwie jedynymi gośćmi.
Z rana ruszamy na podbój lodowych setek metrów. Metodą małych kroczków zaczynamy od Krokan i ogródka lodowego. Żeby ostudzić nasz zapał, aura serwuje nam 11 stopni na minusie okraszone okrutnym wiatrem.Wymarzamy całkiem, no ale chyba tego chcieliśmy? Dobrze, ze w hostelu jest sauna :)

Atakujemy Rjukan!!! A on nas, mrozem i wiatrem...

Zabawy lodowe w Krokan

Trochę tłumy były

Łatwiejsze lodziki dla mnie...

...trudniejsze lodziki dla Adama
Kolejnego dnia decydujemy się na południowe wystawy i wybieramy się na łojenie w centrum miasta, na Tjonnstadbergfossen. Tu już urabiamy kilka ładnych wyciągów, w dodatku w słońcu! Na zejściu nie możemy się oprzeć i wbijamy się w kolejną drogę. Po prostu taki wspin jak z norweskiego lodowego snu! Adam łoi jeszcze jeden pionowy wyciąg, ja już nie mam sił. Jutro rest, może uda się trochę dychnąć...
Rjukan City 

Wspinanie w słońcu! Tjonnstadbergfossen

Selfiak Rjukański bezzębny

Tjonnstadbergfossen się troszkę spionował..

I znów położył

Na zejściu wpadło nam takie cacko w ręcę, For alle Menn

Po prostu piękne wspinanie

Elektrownia w Rjukan

Sklep sportowy, w krórym ostrzą śruby, nad nim nasz lód

Resta przeznaczamy na zmianę lokalizacji. Kierunek północ, Hemsedal i okolice. W Golsfjellet mamy wynajętą chacinkę na kempie Kvanhogd. Teraz tylko podróż.... ta zabiera nam dużo więcej czasu niż planowaliśmy... Generalnie polecamy nie słuchać bezkrytycznie wskazówek Google Maps, ani obsługi hostelu tylko jeźdźić jak najgłówniejszymi drogami. Te inne są piękne krajobrazowo, ale często zakończone szlabanem...
Ruszamy do Hemsedal, mijając jezioro Tinnsja, ostatecznie dwa razy...
Widoki po drodze są urokliwe
Drogi ciągną się w nieskończoność...

A ostatecznie kończą się szlabanem! No i dwie godziny drogi w plecy!
Nasz kemp i autko

Po naszym niby reście uderzamy kolejnego dnia do rejonu Valdres, doliny równoległej do tej z Hemsedal. Jest tam kilka ciekawych lodzików, my wybieramy Stavedalen. Trochę zimno i pada, ale od 10.00 ma byc ładniej. Lody prezentują się ciekawie,Adam zachwycony. Nie pytajcie mnie dlaczego dla mojego męża prawdziwe lodowe wspinanie w Norwegii musi mieć taki posikany kolor... Super wspin, ale oczywiście nic się nie przejaśniło, wymarzliśmy, a sauny już nie bylo...

Lody w Stavedalen, pięknie się prezentują, tylko aura trochę za zimowa

Norweski lodowy sen Adama własnie się spełnia, wspin po zamarzniętych sikach renifera, jebejb!
Kolejny dzień obczajamy warun w Hemsedal. Na południowych wystawach bida z nędzą, więc dojeżdżamy do Grondalen, gdzie robimy dwa dłuugie wyciągi Vollokulli. W słoneczku! Bułka jakoś wciąż nienasycona, więc dojadamy lodami w Rjukandefossen. Fajny wspin, ale lodówka straszna! A sauny znów nie ma...
Dziś aura nam sprzyja, w Grondalen

Dziś te siki jakieś niewyraźne... Lodzik Vøllokulla

Oczywiście wygląda o wiele łatwiej niż było...

Góra była czystą przyjemnością

Słonko!!!

Selfiak bez szczerbatej Magdy

Norwegia ma swoje klimaty

W tym całym wspinaniu lodowym najgorsze jest to przedzieranie się przez leśne dżungle

Na deser serwujemy sobie Rjukandefossen

Lodowe arcydzieła

Było zimno twardi i pionowo

Choć do pionu absolutnego to trochę brakuje

Plac zabaw

Nie stąpaj po kruchym lodzie!

I w końcu prawdziwy reścik...! długie spanie, leniuchowanie, spacerowanie i takie tam.
Mieliśmy Walentynkowy wyjazd :)

Szkoda, że nie mieliśmy biegówek ;)
Flat sucks?

Holidays...
Po wakacjach uderzamy na cel wyjazdu, Hydnefossen. Podobno trochę się leje, ale da się. Przed nami startują Włosi, centralną linią. My decydujemy się na linię całkiem z lewej, trochę przytuloną do skały no i taką co jest w sumie cały czas w cieniu. Dziś Adam gra pierwsze skrzypce, ja staram zagrać się jak najlepiej drugie ;) Pierwszy wyciąg jest wymagający, bo trzeba się trochę naczyścić. Stan w skalnym oknie z lodowym soplem nad głową. Adam znika za winklem, mamrocząc dużo o prysznicu i asekuracji. Ja zostaje z soplem. Na ładny kawałek czasu, lina prawie się skończyła. Startując za Adamem odkrywam za winklem pion absolutny. Wiem, że to nic, bo dopiero w trójwymiarze zaczyna się prawdziwa zabawa na Hydne, ale moim bickom i kaczuszkom to zdecydowanie wystarcza. Kolejne dwa wyciągi sa prawie z górki, tzn w pionie, ale mniej absolutnym ;) Przed szczytowaniem powstrzymuje nas nawis, a więc zjazdy i świętowanie!!

Hydnefossen w całej okazałości

Start w drogę, trochę pionu trochę pozamarzanych połaci śnieżnych

Włosi ciągną do góry

My lawirujemy między soplami i wodnymi ciekami. Pionu absolutnego nie ma na zdjęciach, ale w głowie został..

Zaczyna się kłaść

Tu byliśmy blisko wody w jej płynnej postaci

Końcowy wyciąg, pionowy, ale jakiś nie tak trudny

A potem były już tylko nawisy i zjazdy, jejbejb, załojone!

Flat sucks..??
Ostatni dzionek jest przewidziany na mnie i moje umiejętności. Dwuwyciągowy Torsetfossen jest super fajny, dla Adama za łatwy więc zładowywujemy się już tak na maxa w ogródku lodowym Golsjuvet. Znów lodówka!! Jeszcze tylko spak , 3 godzinki i piwko w Oslo :) Dziękujemy za gościnę!
Torsetfossen, w końcu coś na moje siły

Ukradłam Adamowi raki i od razy moc wzrosła!
Później bybł jeszcze fajowski lodowy kuluar, polecam tym z mniejszym bickiem:)


Zeby się zładowac, Golsjuvet

X już nie robię, ale rozciągać się dalej trzeba...

Szwajcarski ser lodowy, tak to można robić cyfry ;);)

Podsumowując, super było, szkoda, że tam już wcześniej nie pojechaliśmy! Te setki lodów to może nie zawsze i nie wszędzie (moje niekończące się długościowo lody chyba gdzieś tam na mnie w Norwegii jeszcze czekają..), ale podstawową zasadą jest  mieć plan B, C i D. Sprawdzać warun i jechać tam gdzie jest. Noclegów szukać na kempach w mini domkach, ceny oscylują koło 25 jurków, im większą kupą tym taniej (tak mi się wydaje). No i lodów jest na tyle i w takich trudnościach, że każdy znajdzie coś dla siebie! I Rjukan to nie tylko lodowe ogródki skalne, jesli jest warun to jest tam masa rzeczy do robienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz