 |
Włosi na centralnej linii Hydnefossen |
Norweskie lody tłukły się w mojej głowie już tak długo, że powoli stały się jakąś mitem owianą krainą, utkaną setkami lodowych nitek, ciągnącymi się po kilkaset metrów...
Ta... Tydzień przed naszym wylotem do Norwegii zastanawiamy się czy nie odwołać naszego wyjazdu do wymarzonej krainy. Najgorszy warun od kilku lat, lodu co kot napłakał, temperatury na plusie...
Po rozmowie z człowiekiem północy i drugiej między nami dochodzimy do wniosku, że trzeba ryzykować! I tak 6 lutego stajemy na ziemi Wikingów. Zapak do autka i ruszamy do Rjukan!
Kwaterujemy się w starej szkole czyli
Old School Hostel, z racji na kiepskie warunki jesteśmy tam właściwie jedynymi gośćmi.
Z rana ruszamy na podbój lodowych setek metrów. Metodą małych kroczków zaczynamy od Krokan i ogródka lodowego. Żeby ostudzić nasz zapał, aura serwuje nam 11 stopni na minusie okraszone okrutnym wiatrem.Wymarzamy całkiem, no ale chyba tego chcieliśmy? Dobrze, ze w hostelu jest sauna :)
 |
Atakujemy Rjukan!!! A on nas, mrozem i wiatrem... |
 |
Zabawy lodowe w Krokan |
 |
Trochę tłumy były |
 |
Łatwiejsze lodziki dla mnie... |
 |
...trudniejsze lodziki dla Adama |
Kolejnego dnia decydujemy się na południowe wystawy i wybieramy się na łojenie w centrum miasta, na Tjonnstadbergfossen. Tu już urabiamy kilka ładnych wyciągów, w dodatku w słońcu! Na zejściu nie możemy się oprzeć i wbijamy się w kolejną drogę. Po prostu taki wspin jak z norweskiego lodowego snu! Adam łoi jeszcze jeden pionowy wyciąg, ja już nie mam sił. Jutro rest, może uda się trochę dychnąć...
 |
Rjukan City |
 |
Wspinanie w słońcu! Tjonnstadbergfossen |
 |
Selfiak Rjukański bezzębny |
 |
Tjonnstadbergfossen się troszkę spionował.. |
 |
I znów położył |
 |
Na zejściu wpadło nam takie cacko w ręcę, For alle Menn |
 |
Po prostu piękne wspinanie |
 |
Elektrownia w Rjukan |
 |
Sklep sportowy, w krórym ostrzą śruby, nad nim nasz lód |
Resta przeznaczamy na zmianę lokalizacji. Kierunek północ, Hemsedal i okolice. W Golsfjellet mamy wynajętą chacinkę na kempie
Kvanhogd. Teraz tylko podróż.... ta zabiera nam dużo więcej czasu niż planowaliśmy... Generalnie polecamy nie słuchać bezkrytycznie wskazówek Google Maps, ani obsługi hostelu tylko jeźdźić jak najgłówniejszymi drogami. Te inne są piękne krajobrazowo, ale często zakończone szlabanem...
 |
Ruszamy do Hemsedal, mijając jezioro Tinnsja, ostatecznie dwa razy... |
 |
Widoki po drodze są urokliwe |
 |
Drogi ciągną się w nieskończoność... |
 |
A ostatecznie kończą się szlabanem! No i dwie godziny drogi w plecy! |
 |
Nasz kemp i autko |
Po naszym niby reście uderzamy kolejnego dnia do rejonu Valdres, doliny równoległej do tej z Hemsedal. Jest tam kilka ciekawych lodzików, my wybieramy Stavedalen. Trochę zimno i pada, ale od 10.00 ma byc ładniej. Lody prezentują się ciekawie,Adam zachwycony. Nie pytajcie mnie dlaczego dla mojego męża prawdziwe lodowe wspinanie w Norwegii musi mieć taki posikany kolor... Super wspin, ale oczywiście nic się nie przejaśniło, wymarzliśmy, a sauny już nie bylo...
 |
Lody w Stavedalen, pięknie się prezentują, tylko aura trochę za zimowa |
 |
Norweski lodowy sen Adama własnie się spełnia, wspin po zamarzniętych sikach renifera, jebejb! |
Kolejny dzień obczajamy warun w Hemsedal. Na południowych wystawach bida z nędzą, więc dojeżdżamy do Grondalen, gdzie robimy dwa dłuugie wyciągi Vollokulli. W słoneczku! Bułka jakoś wciąż nienasycona, więc dojadamy lodami w Rjukandefossen. Fajny wspin, ale lodówka straszna! A sauny znów nie ma...
 |
Dziś aura nam sprzyja, w Grondalen |
 |
Dziś te siki jakieś niewyraźne... Lodzik Vøllokulla |
 |
Oczywiście wygląda o wiele łatwiej niż było... |
 |
Góra była czystą przyjemnością |
 |
Słonko!!! |
 |
Selfiak bez szczerbatej Magdy |
 |
Norwegia ma swoje klimaty |
 |
W tym całym wspinaniu lodowym najgorsze jest to przedzieranie się przez leśne dżungle |
 |
Na deser serwujemy sobie Rjukandefossen |
 |
Lodowe arcydzieła |
 |
Było zimno twardi i pionowo |
 |
Choć do pionu absolutnego to trochę brakuje |
 |
Plac zabaw |
 |
Nie stąpaj po kruchym lodzie! |
I w końcu prawdziwy reścik...! długie spanie, leniuchowanie, spacerowanie i takie tam.
 |
Mieliśmy Walentynkowy wyjazd :) |
 |
Szkoda, że nie mieliśmy biegówek ;) |
 |
Flat sucks? |
 |
Holidays... |
Po wakacjach uderzamy na cel wyjazdu, Hydnefossen. Podobno trochę się leje, ale da się. Przed nami startują Włosi, centralną linią. My decydujemy się na linię całkiem z lewej, trochę przytuloną do skały no i taką co jest w sumie cały czas w cieniu. Dziś Adam gra pierwsze skrzypce, ja staram zagrać się jak najlepiej drugie ;) Pierwszy wyciąg jest wymagający, bo trzeba się trochę naczyścić. Stan w skalnym oknie z lodowym soplem nad głową. Adam znika za winklem, mamrocząc dużo o prysznicu i asekuracji. Ja zostaje z soplem. Na ładny kawałek czasu, lina prawie się skończyła. Startując za Adamem odkrywam za winklem pion absolutny. Wiem, że to nic, bo dopiero w trójwymiarze zaczyna się prawdziwa zabawa na Hydne, ale moim bickom i kaczuszkom to zdecydowanie wystarcza. Kolejne dwa wyciągi sa prawie z górki, tzn w pionie, ale mniej absolutnym ;) Przed szczytowaniem powstrzymuje nas nawis, a więc zjazdy i świętowanie!!
 |
Hydnefossen w całej okazałości |
 |
Start w drogę, trochę pionu trochę pozamarzanych połaci śnieżnych |
 |
Włosi ciągną do góry |
 |
My lawirujemy między soplami i wodnymi ciekami. Pionu absolutnego nie ma na zdjęciach, ale w głowie został.. |
 |
Zaczyna się kłaść |
 |
Tu byliśmy blisko wody w jej płynnej postaci |
 |
Końcowy wyciąg, pionowy, ale jakiś nie tak trudny |
 |
A potem były już tylko nawisy i zjazdy, jejbejb, załojone! |
 |
Flat sucks..?? |
Ostatni dzionek jest przewidziany na mnie i moje umiejętności. Dwuwyciągowy Torsetfossen jest super fajny, dla Adama za łatwy więc zładowywujemy się już tak na maxa w ogródku lodowym Golsjuvet. Znów lodówka!! Jeszcze tylko spak , 3 godzinki i piwko w Oslo :) Dziękujemy za gościnę!
 |
Torsetfossen, w końcu coś na moje siły |
 |
Ukradłam Adamowi raki i od razy moc wzrosła! |
 |
Później bybł jeszcze fajowski lodowy kuluar, polecam tym z mniejszym bickiem:) |
 |
Zeby się zładowac, Golsjuvet |
 |
X już nie robię, ale rozciągać się dalej trzeba... |
 |
Szwajcarski ser lodowy, tak to można robić cyfry ;);) |
Podsumowując, super było, szkoda, że tam już wcześniej nie pojechaliśmy! Te setki lodów to może nie zawsze i nie wszędzie (moje niekończące się długościowo lody chyba gdzieś tam na mnie w Norwegii jeszcze czekają..), ale podstawową zasadą jest mieć plan B, C i D. Sprawdzać warun i jechać tam gdzie jest. Noclegów szukać na kempach w mini domkach, ceny oscylują koło 25 jurków, im większą kupą tym taniej (tak mi się wydaje). No i lodów jest na tyle i w takich trudnościach, że każdy znajdzie coś dla siebie! I Rjukan to nie tylko lodowe ogródki skalne, jesli jest warun to jest tam masa rzeczy do robienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz