30.07.17, Pik Swobodnej Korei, droga Lowa
Wieczorne słonko przytulnie nas rozleniwia.
Już nie jest tak gorąco, robi się przyjmenie ciepło, okoliczne szczyty sączą
pomarańcz zmierzchu. Cisza i spokój. My dwoje. Na małej wyspie. Pośrodku
białego oceanu. Oceanu, który rano jeszcze był lodową ścianą, własciwie w
dobrych warunkach wspinaczkowych. Teraz słychać delikatny szum strumyka.
Właściwie strumieni. Nasze stanowisko ze śrub wygląda jak smętnie wisząca
wędka, zarzucona na morzu, właściwie bez żadnej nadziei, że coś się złapie i
utrzyma. My na pewno na takiej wędce się nie utrzymamy. Siedzimy od czterech
godzin bezpieczni na naszej wysepce, podziwiając wspaniałe okoliczności
przyrody i zastanawiając się czy i jak uda nam się wydostać|przepłynąć przez
ten ocean...