wtorek, 9 kwietnia 2019

Matka desperatka..?



Mamą jestem od 9 miesięcy. Tyle co nic? Być może...a jednak przeskok z bycia beztroskim niedzieciatym człowiekiem na pozycję mamy, rodzica to... jak przejście na drugą stronę lustra. Nie posiadając dzieci nie jesteś w stanie wyobrazić sobie jak to jest je mieć. Posiadając dzieci nie możesz cofnąć czasu i być bez nich.

Podjęcie decyzji o założeniu rodziny zajęło mi trochę czasu… Ładnych kilka lat. Adam byłby może na to wcześniej gotowy, ale… Jednak obciążenie spadające na kobietę jest dużo większe i to ja musialam do niego dojrzeć. Oczywiście moje wyobrażenia nawet w połowie nie oddały rzeczywistości...

Ta ściana ułatwiła podjęcie decyzji o rodzinie..
Najpierw ciąża, w trakcie której coraz bardziej uświadamiała,m sobie jej etymologię: pod koniec już tak ciążyła, że czułam się jak skrzyżowanie słonia z kaczką, kołyszący się brzuch na krzywych nogach. I ta niecierpliwość, byleby się już zaczęło, byleby pozbyć się tego ciężaru! Teraz z tęsknotą wspominam te popołudnia, kiedy leżałam na kanapie i nie mogłam się ruszyć!

Pierwsze dni, tygodnie po porodzie to chyba jakiś permanentny szok. Z jednej strony próba zrozumienia cudu (dla niektórych męki...) narodzin, oswojenie się z tą mikroistotką, karmienie, wiszący worek zamiast brzucha... Z drugiej strony - luz psychiczny. Wychodząc z domu i zostawiając córkę pod opieką byłam w stanie momentalnie się wyłączyć od bycia mamą. Jakby szybki skok i zanurzenie się w słodkich wodach poprzedniego życia. Wydawało mi się że większość rzeczy będzie się odbywało swoim rytmem, dziecko dzieckiem, no ale halo, moje życie ma się toczyć dalej! Hahaha... Tak jakby rodzicielstwo dało się wpisać w nasz harmonogram dnia od-do, pomiędzy pracą a zajęciami jogi...

Kolejne tygodnie to był jakiś mglisty okres, który składał się głównie z karmienia piersią i prób uśpienia naszej córki. Za wiele z tego nie pamiętam. Po wpisie na blogu wnioskuję, że byłam mocno sfrustrowana....




Kiedy Karolcia skończyła trzy miesiące udało nam się wyjechać na rodzinnego dwumiesięcznego tripa. Podróże to coś co uwielbiamy, co nas wzbogaca i chyba dlatego tak ważne było dla nas  móc się przekonać, że rodzinnie też się da. Karolcia nie miała nic przeciwko byciu małą obieżyświatką, spaniu w busie, chodzeniu w skałki... oczywście jeśli akurat nie miała czegoś przeciwko całemu światu, który ją przytłaczał. Ale takie fazy miałaby z pewnością również zostając w domu.  Jako młodzi rodzice też się chyba sprawdziliśmy... Adam był (i jest!!!)  dużym wsparciem, super tatą. Bylo fajnie, ale karmienie się nie kończyło, za to doszło wspinanie… Dalej nie wiem skąd braliśmy siły i motywację, by zbierać się w skały po zarwanych nockach… podziwiam nas;)









Od stycznia zaczęło się codzienne życie... Jest trochę niecodzienne ze względu na pracę Adama: albo nie ma go wcale i jesteśmy z Karolcią na siebie skazane albo jest na 100% i mogę trochę więcej odetchnąć.

Moje wyobrażenia o spędzaniu wspólnego czasu z Karolcią we dwie trochę minęły się z rzeczywistością. Wydawało mi się, że zimą będziemy co i rusz chodzić na sanki lub długie spacery z nosidełkiem i dzięki temu będę ćwiczyć sobie kondycję... W takim pięknym miejscu jak Tyrol będzie kwitła moja miłość do córki, gór i sportu! Ta... moje mrzonki były jak te kolorowe czasopisma sprzedające nam nierealnie piękne życie zawsze wypoczętych urodziwych mam. Prawda jest taka, że kondycję ćwiczę i bez sanek. Spacery w naszej okolicy oznaczają zawsze pchanie wózka pod górę, do sklepu mam prawie 100 metrów przewyższenia. Karolcia dba także o moją formę wspinaczkową: 9 kg na rękach przekłada się na obwód bicepsa;)
A te wszystkie planowane wycieczki… Na sankach byłam trzy razy. Karolci się nawet podobało, mi niby też, ale skąd brać na to siły i energię skoro codzienność tyle jej już wyssysa?? Dużą nadzieję pokładam w wycieczkach rowerowych, nie muszę nic nosić i mam elektryczne wspomaganie!







Zima przyniosła jednak przedwiośnie wolności. Pierwsze kilkugodzinne skitury, puch po kolana, góry... złapałam oddech. Powiew przeszłości-wolności. Który odbijal się trochę na moim zdrowiu, łapanych wirusach i na wadze, która poleciała mocno w dół. Powoli zaczynało brakować energii na zarwane nocki. karmienie i sport. Powoli zaczęła się strategia odstawiania od piersi. Pierwsza noc z 5-godzinnym nieprzerwanym snem... Poezja. Pierwsza nocka bez Karolci, w schronisku, po wspaniałych skiturach… Przez chwilę byłam Magdą z “tamtych lat”!









Kiedy jedna z podstawowych potrzeb - sen - została zapewniona, powróciła pamięć i tęsknota za tymi innymi potrzebami… Jak praca i używanie mózgu w celach innych niż ogarnianie domu i dziecka. Jak czas spędzony z mężem tylko we dwoje, bez dziecka. Jak czas dla siebie, spędzony w jakikolwiek sposób... bez pośpiechu!!!! Ten pośpiech, ten stres, żeby wszystko ogarnąć jest chyba najgorszy. Jak już w końcu Karolcia śpi, dajcie niebiosa godzinę (rzadkość..), to właściwie nie wiadomo co robić, tyle tego. Tu trzeba jakieś urzędowe rzeczy załatwić, ogarnąć różne terminy i plany. choć właściwie dobrze byłoby chwilę poćwiczyć i rozciągąć kości, bo przecież jestem już tak połamana... A może w spokoju sobie coś zjeść? Albo lepiej pospać, przecież dziś pobudka była o wpół do szóstej... a może posiedzieć z kawą i popatrzyć się bezmyślnie w okno? A napisać ten tekst? Cenny czas ucieka!!!

Wyrwanych kilka godzina na wspólną turę z Adamem...przy 4 lawinowej

W zeszłym tygodniu miałam godzinę wolności, załatwiania spraw w mieście na rowerze. Znów lekki powiew poprzedniego życia! Wstąpiłam na kawkę, oczywiście szybką... co bym dała za to, żeby nie sprawdzać co chwilę zegarka…
W tamtym momencie dotarło do mnie, że to jest kolejny etap. Wcześniej myślałam, że to się jakoś ureguluje, może nie wróci poprzednie życie, ale chociaż będzie częściowo tak jak dawniej... chociaż chwilami… tak jakby dało się oddzielić na chwilę dziecko i nas, wrócić na pół dnia na drugą stronę lustra… Ale się nie da! Ten mój obecny etap to powolne uświadamianie sobie, że teraz jesteśmy rodzicami, w każdej sekundzie naszego życia;) Co nie jest jednoznaczne z tym, że wszystko ma się kręcić wokół dziecka, ale… Ono z nami jest no i wszystko się zmieniło… Tak banalne i proste, a tak trudno to pojąć...








Ciekawa jestem ile kolejnych etapów rodzicielstwa i przemyśleń z tym związanych nas czeka…  Najlepsze w tej rodzicielskiej przygodzie jest to, że nie da się powiedzieć, ok już rok sobie tak w trójkę żyjemy, więc kumam czaczę. Bo nagle okazuje się że to nie czacza tylko tango, w dodatku na hulajnodze!

Ten wpis brzmi być może jak żale Matki Desperatki. Pewnie tak jest… Podobno, jak człowiek się wygada (wypisze) to później lżej na duchu. Także możemy założyć, że jest to post terapeutyczny;)

Ale żeby nie było, jest wiele pozytywów! Przede wszystkim uśmiech i śmiech dziecka to taki zastrzyk pozytywnej energii, że żadne endomorfiny nie mają z nim szans! I co najlepsze, z każdym dniem robi się weselej:) I ten kto nie ma dzieci chyba nigdy nie zrozumie, że można byc tak dumnym z faktu, że twoje dziecko samo usiadło, albo w końcu stanęło na czworakach. Znów tyle radości za darmochę:) Dodatkowo, odkąd jest Karolcia, wiele rzeczy postrzegam inaczej, często zastanawiam się jak chcę coś robić i jaką być, bo przecież to bezpośrednio przekłada się na to, jaka stanie się nasza córka. Poza tym, przyglądajac się rozwojowi Karolci i jej podróży w odkrywaniu świata, przypominam sobie jakim cudem jest życie, jak niesamowitymi organizmami jesteśmy! Te jej minki, kiedy ogląda różnokolorowe okruszki warzyw i odkrywa, że ostatecznie wszystkie można zjeść. Kiedy patrzy na odkurzać jak na pojazd kosmiczny. Kiedy siedzi i patrzy w pralkę jak w telewizor... Kiedy czołga się do swojego odbicia w lustrze, żeby dać mu buzi. Jak ogląda z zaciekawieniem piasek i nie rozumie dlaczego przecieka jej przez palce. Fascynujące jest właściwie wszystko co nas otacza. Chyba bez dzieci łatwo się o tym zapomina...

Koniec pisania, czas ucieka!!





No i dla tych, którzy nie mają dzieci, ale może je planują i lekko się przerazili tym tekstem… Niektóre maluchy śpią ładnych kilka godzin dziennie, więc jest kiedy odpocząć:) Większość raczej nie jest tak ciężka jak Karolcia, więc może to noszenie będzie lżejsze;) I my już końcem dziewiątego miesiąca mamy dwie całkowicie przespane nocki przez Karolcię!!! A mój poziom wspinaczkowy jest obecnie lepszy niż przed ciążą....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz