sobota, 10 sierpnia 2019

Zamknięty krąg mam...



Tytuł tego posta aż krzyczy o równouprawnienie: Halooooo! Przecież mamy XXI wiek, a gdzie tatusiowie? No właśnie niby XXI,  a jednak większość tatusiów przez pierwszy rok życia dziecka jest w pracy... Oczywiście nie wszyscy,  ale ja szacuję, że w moich kręgach ok 90%. A Ci, którzy decydują się na tacierzyńskie... hm, chyba nie mają potrzeby tak częstych kontaktów z innymi rodzicami jak mamy na macierzyńskim...? Może dlatego są tak mało widoczni?
Także post jest dyskryminujący z przymusu. Ale to tylko wstępna dygresja, pomińmy ją i wstąpmy do podziemnego...tfu placozabowawego kręgu mam... Jak do niego wstąpić?

Dzieje się to mniej więcej tak: żyjesz sobie mniej lub bardziej spokojnie (uwierz mi, coby nie działo się w pracy i rodzinie, dopóki nie masz dziecka na głowie, wciąż masz spokój) i z tych czy innych powodów postanawiasz:
  •  przedłużyć gatunek ludzki
  •  zapewnić sobie emeryturę
  •  przedłużyć żywot nazwiska rodowego
  •  zachować majątek w rodzinie
  • zadowolić męża, rodzinę, (społeczeństwo??)
  •  mieć kogoś kto Cię będzie kochał
  •  mieć kogoś kogo będziesz mogła ładnie ubierać
  •  masz już dom, zasadziłaś drzewo, no i został potomek...
  •  myślisz że będziesz jak ta mama i córka z serialu Kochane kłopoty (a co jak będzie chłopczyk??)
  •  chcesz mieć opiekę na starość (ryzykowan inwestycja...)
  •  chcesz opiekować się wnukami na starość (ryzykowan inwestycja...)
  •  te bobasy z reklam są takie słodkie i też chcesz takiego
  •  mieliśmy k...wa uważać!!!$%^#%^
  •  ...wpisz co chesz
Indie 2012: Piękni młodzi i bezdzietni... co dziś z tego zostało? ;)
Wtedy jeszcze było pstro w głowie
Coby nie było żyjesz spokojnie, masz jakichś znajomych, swoje małe lub większe hobby, czas wolny spędzasz aktywnie lub nie, rozmawiając na przeróżne tematy: sportowe, polityczne, pogodowe lub nie rozmawiając, a kontemplując milczenie.

9 miesięcy z brzuchem nie przygotowuje cię zbytnio do niczego. No dobra, powoli pokazuje Ci, że trzeba sobie iluś rzeczy odmawiać i nie masz już sił na to wszystko co kiedyś. Albo masz, ale ta piłka z przodu jakoś staje Ci na drodze. Więc już tylko czekasz, by ktoś spuścił z niej powietrze, a kiedy ten moment nadejdzie, BAM!!! Jak ścierką w twarz. Taką mleczną najlepiej... Taką na niewyczerpujące się baterie... Jak już z jednej strony udaje Ci się unikać ciosów, bo w końcu karmienie piersią zaczyna hulać, to już kolejne BAM!!! kolki się zaczynają... albo ząbkowanie... albo... lepiej nie straszyć tych co nie wiedzą i nie przypominać tym, co mają to już za sobą:)

Ograniczenia czy udogodnienia ciąży? ;)
Zamiast męczyć się w górach można pospacerować..
Ograniczenia? W końcu zamiast wspinania można surfować do woli!
A może z dzieckiem jednak jest łatwiej w życiu? :)
Naczynia połączone? Oczywiście pifko i mleko bez procentów!

Pierwsze dni przy pierwszym dziecku sa... niesamowite? Masz wrażenie, że wskoczyłaś ze spokojnego, czystego, nie spóźniającego się pociągu szwajcarskiego na szalone ośmiopasmowe rondo w centrum Delhi, gdzie nie ma żadnych reguł i trzeba walczyć o przeżycie jadąc w rozklekotanym tuktuku. Te wszystkie kryzysy i rozterki już lekko zarysowałam tutaj. To wszystko jest przytłaczające i cieszysz się, znajdując kogoś, kto przeżywa to co Ty. Kto tak jak Ty wygląda jak zombie, bo nocka znów dała popalić, kto też podgrzewa kawę w mikrofalówce i pcha pusty wózek niosąc dziecko na rękach... Można się wyżalić, wygadać i ktoś Cię w końcu zrozumie... Bo spotykając się ze starymi znajomymi, którzy pociech nie mają, masz wrażenie, jakbyście żyli w równoległych światach... Oni po prostu nic nie rozumieją... Jak mogą twierdzić, że są zmęczeni, że nie mają czasu??? Przecież oni nie mają dzieci...!? A więc zaczynasz szukać podobnych sobie, młodych mam (i tatusiów...), żeby  ponadawać na tych samych falach.

Jeszcze w lekkim szoku... 10 dni po porodzie
Prawie tak samo jak umawianie się na kawę... Tylko, że tutaj dają mleko:)


Nowe sposoby spędzania wolnego czasu: karmienie i usypianie dziecka..
Z czasem, kiedy pierwszy szok już mija, kiedy pociechy zaczynają już naprawdę trochę pocieszać i już nie musisz codziennie wypłakiwać komuś swoich żali, odkrywasz, że Ci podobni do ciebie młodzi rodzice nie za bardzo są tacy podobni... Właściwie są podobni tylko dlatego, że udało im się tak jak Wam, spłodzić potomstwo i teraz nawet jeśliby chcieli, już nie mogą się z tego wycofać. Jeśli jest to jedyna rzecz, która Was łączy, siłą rzeczy wszystkie rozmowy kręcą się wokół dzieci: a ile ma lat czy miesięcy, a kiedy zaczął siadać, chodzić, a czy nocki przesypia, czy karmisz jeszcze, a czy śpi sam w łóżeczku, a co je na śniadanie, a jak radzicie sobie z myciem zębów... I tym podobne fantastycznie ciekawe tematy, które jak bumerang wracają z każdą nowo poznaną osobą. Czasem udaje się znaleźć kogoś, kto jakoś nawet poza dziećmi nadaje na tych samych falach i nawet jest śmiesznie i wesoło, ale... ale jakoś nie podoba Ci się do końca jak wychowuje swoje dziecko, bo przecież:
  • to maminsynek /córka
  • nie wierzysz w bezstresowe wychowanie 
  • o nie, przecież ich dziecko już je słodycze!
  • oni mają plastikowe a nie drewniane zabawki!
  • ....(wpisz dowolne) 
No i tak niby z rodzicami fajnie, ale widzisz, że dzieciaki raczej od siebie stronią, totalnie się ignorują czy cały czas kłócą o zabawki. Także raczej nic z tej dziecięcej przyjaźni nie będzie, a przecież dzieci to nasza przyszłość, więc...po co marnować czas, którego i tak jest mało?

Inwestujemy w przyszłość?
Z drugiej strony poznajesz jakiś takich lekko nudnawych rodziców, całkowicie bez poczucia humoru, czy po prostu jakoś chemia nie ta, ale widzisz, że dzieciaki lgną do siebie, że jakoś tak podobnie na luzie podchodzicie do tego wszystkiego i w sumie to jakieś dziwne, że rozmowa się nie klei...


Więc na tym placu zabaw, na który chodzisz, bo dziecko daje Ci w końcu spokój i w dodatku jest szansa, że się zmęczy i w końcu kiedyś padnie, ostatecznie wybierasz którąś z trzech opcji: albo wdajesz się w mini smalltalki, które jak najszybciej próbujesz zakończyć i wycofać się w bezpieczne miejsce, by planować wszystkie te rzeczy, które musisz jeszcze ogarnąć, albo zawieszasz się ciesząc bezmyślną chwilą spokoju, albo od razu zasłaniasz się smartfonem i tylko czujne oko monitoruje czy to Twoja pociecha komuś zabiera zabawkę, czy to jej zabierają jedzenie...


Co jakiś czas spotykasz rodziców, mających to same hobby co ty (w naszym wypadku wspinanie...) i mających pociechy... I już myślisz, że złapałeś pana Boga za nogi, że teraz to uda się wrócić do starych dobrych czasów, kiedy liczyło się wspinanie (cyfra przede wszystkim!), gdy tu nagle i niepostrzeżenie rozmowa schodzi na opiekunki i dziadków, niby całkiem niewinnie, bo przecież trzeba planowac logistykę wspinania... by już na dobre zaatakować w pełni rozmową o... kupie!!! Och poezjo przechwytów, wróć do nas, czekamy na kolejne Twoje objawienie!

Rodzice się wspinają dzieci bawią dzieci...
Mamy się wspinają, tatusiowie bawią dzieci

Rodzinne wspinanie

Kiedyś rozmawialiśmy przy pifku o wspinaniu, teraz przy kawce o trawieniu naszego potomstwa...

Czy znacie to uczucie rozpierającej dumy z pierwszej kupy w nocniku? MY TAK! :)  Prawie jak 8a OSem:)
I w sumie po jakimś czasie, stojąc w tym zamkniętym kręgu ma na placu zabaw, myślisz sobie, że z chęcią posłuchałabyś o zapracowaniu i zmęczeniu tych, którzy nie mają dzieci...Może ponarzekaliby trochę na szefa, sąsiadów, faceta... Wszystkich byle nie dzieci...



Chwile bez rozmów o dzieciach:)
Jeszcze kilka lat i może w końcu i nam się uda wydostać z tego zamkniętego kręgu placów zabaw?
Tak, tak... Wtedy wstąpimy do piekielnego kręgu nastoletnich hormonów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz