poniedziałek, 26 października 2015

Yosemicki merc

Już nie dam rady!!! Chcę do domu, do mamusi, do otwartych przestrzeni, gdzie mogę ruszać rękoma lub nogami, w którą tylko chce stronę! Chcę uciec z tej klaustrofobicznej pułapki, jaką jest North-East Butress na Higher Cathedral! Miotam się na ostatnim wyciągu już od jakiegoś czasu, komin za "jedyne" 5.8 a to jest... jakiś absurd sytuacyjny!! Jestem wciśnięta w przestrzeń, ograniczoną dwoma gładkimi ścianami, gdzie zaparta plecami mogę trochę zgiąć kolano, ale stopy już nie ma na czym oprzeć, chwytów żadnych nie ma, no i... jak ja się mam poruszyć do góry??


Zapieraczka działała super na szóstym wyciągu, tutaj jest węziej, w dodatku mam plecak, który tylko przeszkadza... Wiję się i pełzam, klnę i pocę i jakimiś milimetrami przesuwam się do góry. Zmrok już zapadł, a zmęczenie z walk na poprzednich wyciągach daje o sobie znać. Jak sobie przypomnę tego squeeza na końcu szóstego wyciągu to... Ja nie wiem co ja tu robię. Najpierw była typowa kominiarska zapieraczka, nawet spoko. Wraz ze zwężającą się formacją przechodząca zapieraczka zmieniała sie w atak frontalny i klinowanie barami czy biodrami. Adam na końcówce próbował klinować głowę! Full body-workout i to na jakiś strasznym limesie okraszony potem i łzami i frustracją a efekt to jakieś mikro pełzanie w górę... Podziwiam Adama, który pociągnął te kosmiczne wyciągi na prowadzeniu, ja na drugiego po prostu umierałam... Co mnie podkusiło, żeby zaproponować tę drogę?

No tak. Wszystkiemu winny zadarty Nos. The Nose, czyli jedna z najbardziej znanych dróg na jednej z najbardziej znanych ścian skalnych na świecie: El Capitan. Wspinacze w przeciwieństwie do przeciętnych zjadaczy chleba nie wydają kupy kasy na nowe samochody, markowe ciuchy (chyba, że outdoorowe...) czy nowe modele Ajfona. Większość przepuszczają na sprzęt lub podróże wspinaczkowe. Ale przecież w każdym z nas kryje się szczypta szpanerstwa czy chłopięctwa. Tak jak z przyjemnością prezentujesz świeżo zakupionego merca sąsiadowi, tak wspinacz z ciężko ukrywaną satysfakcją wspomina, że zrobił Nosa na ElCapie. Dróg klasyków jest cała lista: północna ściana Eigeru czy filar Walkera na Grand Jorasses, północne ściany Cim, i wiele innych. Jeszcze dłuższą listę prezentują naprawdę trudne drogi, wymagające albo wielkiej mocy albo psychy, albo skomplikowanej logistyki. Jako że są niedostępne dla ogółu, nigdy nie zostaną klasykami, nie będą znane, więc trudno się nimi chwalić! Także, chcąc być docenianym w środowisku i jego obrzeżach lepiej wspinać się po najbardziej oklepanych klasykach i wtedy błyszczeć w towarzystwie, mówiąc: załoiłem Nosa!

Prawie każdy wspinacz, przebywający po raz pierwszy raz w Dolinie Yosemite ma w planie zrobienie tej drogi. Udaje się to może 40%. Reszta, w szczególności ta przybywająca spoza USA, zderza się z brutalnym, nietypowym dla wapiennych wspinaczy siłowym charakterem wspinania. Tutejsi łojanci w większości przypominają łyse karki ładujące na siłce niż anorektycznych europejskich wspinaczy. Tu nie finezja, a czysta siła lub ewentualnie umiejętność technik kominiarskich zwyciężają. Tak więc najczęstszymi przegranymi na Nosie są Europejczycy i skośnoocy. Już będąc cztery lata temu w Dolinie wybieraliśmy się na Nosa, ale (na szczęście) odpadliśmy w przedbiegach i załoiliśmy piękną Regular Route na Half Domie. Tym razem, niby tak bez napinki, ale znów, myśleliśmy o drodze dróg, zupełnie tak samo jak trzy inne polskie zespoły.

Były powtórki z dawno zapomnianej hakówki, okraszane siarczystymi przekleństwami, kiedy te linki od drabinek plątały się na amen, było przysypianie asekuranta, podczas gdy prowadzący haczył 40-metrowy wyciąg niecałe dwie godzinki, były targi o sprzęt u lokalnych toprowców zaprawiane wódką, była walka o galonowe plastikowe butelki, których brakło w sklepie, były różne patenty na gównianą tubę (przenośne WC w ścianę), były omawiane patenty taktyczne i logistyczne... A skończyło się na kilkugodzinnym staniu w kolejce pod drogą, na wysuszającym wietrze czy mega zlewie. Na dzień dzisiejszy nie ma jeszcze jesiennego polskuego przejścia Nosa...

W naszym przypadku zawinił wysuszający wiatr, moje ślimacze tempo na prowadzeniu, przesilony łokieć, ale tak po prawdzie to ... Brak funu. A bez niego ciężko o motywację. Kiedy po czterech wyciągach dotarło do mnie, że kolejne 27 będzie takie samo, albo gorsze, pomyślałam, że już lepiej byłoby się wspiąć klasycznie w jakimś kominie czy squeezie...

Dwa dni później klęłam na siebie i swoją głupotę walcząc o końcowe centymetry komina. Haczenie Nosa to była by bajka w porównaniu z tą kominiarską walką! I jaka przestrzeń by była! Ale, analizując nasze postępy na Nosie: po dwa wyciągi raz na 4 lata za 52 lata powinniśmy ją zrobić!

PS
Zdjęć wspinaczkowych mamy bardzo mało, bo notorycznie zapominaliśmy aparatu.
W Dolinie udało się nam przeżyć prawie trzy tygodnie dzięki polskiej mafii na Camp4, Cobrze (która zawsze robi dobrze) i stevowi 3327.
Dzięki za wszystko!


Dobra ekipa to podstawa sukcesu! :)

Przed Yoskami udało nam się skoczyć nad Ocean i zobaczyć delfiny 




Tym razem udało nam się wspiąć na Nutcracker

Na trzecim wyciągu Nutcrackera

Chłopaki w akcji


Portret oddający charakter Błażeja - ma szczęście, że stanu nie widać, bo jeszcze jaki Guide by to skomentował...

Ekipa po załojeniu drogi

Na tej najbardziej pionowej 5.8 w Yoskach skasowałam sobie łokieć :(

Start w drogę Lucky Streaks był płytowo-lodowcowy (z powodu niskich temperatur)


Mój najtrudniejszy wyciąg załojony w Yosemite NP

U góry słonko nas już dogrzewało


Adam na trawersie za 5.9

Otwarte przestrzenie Toloumne

Po skończeniu drogi szczycie, fajny wspin, polecamy!

A w górach pierwszy śnieg...

Zaćmienia księżyca nie udało się zobaczyć, ale dzień wcześniej było też ładnie

Wycieczkowo w Yoskach:)


Dwie magiczne ściany w Yoskach: Half Dome (załojony!)

El Capitan (może kiedyś...)


Radość istnienia! :) PS Widać kto ma problemy z biodrami..


Nastąpił sądny dzień: próbujemy wbić się na Nosa

Co to za dziwny omen: ściana zrobiła się czarna...

Deja vu: już kiedyś haczyłam ten wyciąg...

Wydawało mi się, że cztery lata temu zrobiłam to migiem...

Adam jak zwykle śmiga jak się da!

Do szczytu było już tak blisko...

Nos się nie udał, więc pocieszyliśmy się na kempie

Kobra zawsze jest dobra!!!

Humory znów dopisują

Na Higher Cathedral zapomnieliśmy aparatu, a widoki na Cathedral Spire były genialne!

Jedyne zdjęcie ze wspinu na Higher Cathedral z komóry: jest jakby negatywem charakteru drogi i tutejszego wspinu (pełzania...)


Chyba chciano nas wykurzyć z Doliny: kontrolowanym pożarem...
The Valley is on Fire!

Ognisty zachód



Uciekliśmy z Doliny przed pożarem, wracamy a tu powódź! Po raz pierwszy widzimy Yosemite Falls!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz