|
Klin-joga w wykonaniu Adama |
Prawa, lewa, prawa, lewa. Najpierw dłonie, potem stopy. Mniejszy ból, większy ból. Jeśli akurat wspinamy się zacięciem to dłonie przesuwamy kciukami skierowanymi do siebie, jeśli mamy do czynienia z jedną z tych niesamowitych pionowych rys krojonych jak od linijki to najlepiej klinować ręce naprzemiennie, wtedy szybciej robi się metry. Szybciej kończy się ból. A nasze mięśnie nie są jeszcze totalnymi flakami.
Oczywiście to sytuacja idealna. To znaczy taka, kiedy mamy idealną pionowo biegnącą rysę ciągnącą się przez jakieś 30 metrów. W Indian Creek takie rzeczy się zdarzają! Jeśli rysa ma rozmiar twojej dłoni - co oznacza zazwyczaj rozmiar czerwonego lub żółtego camelota (ten niebieski jest dla mutantów...) - wspinanie ogranicza się do bezmyślnego powtarzania ruchów, coś jak pływanie kraulem (tak przypuszczam...). Nie powiem, czasem fajnie tak nie myśleć, szkoda tylko, że trzeba to okupować to bólem :( Ale nie ma obaw, dla tych myślących rozrywek nie zabraknie! Wystarczy się wybrać na za małą lub za dużą jak na nasze dłonie rysę i już trzeba kombinować. Są tacy, którzy w takiej sytuacji próbują udawać, że to całe Indian Creek to normalne wspinanie, wobec czego można łoić na dulfra. Czasem się da i jeśli masz taki ukryty zapas pierońskiej wytrzymki,wygrałeś los na loterii. Jeśli się nie da... trza kombinować.
|
Tak powitało nas Indian Creek |
|
Na początku poczytaliśmy nowinki: Newspaper Wall |
|
Nasz kemp: Creek |
|
My wyobrażaliśmy sobie te skały jako turnie, a tu takie twierdze.. |
|
Dla odmiany można powspinać się na pustynnych wieżach |
Najfajniej jeśli jest ktoś, kto pokaże ci te kombinacje klin-jogi, bo inaczej to jak próbować dogadać się w USA po polsku. Nagada się człowiek i nagada, a i tak nikt nas nie rozumie. W Indian Creek też koniecznie trzeba nauczyć się lokalnego wspinaczkowego dialektu. To jeden z sekretów na drodze indiańskiego oświecenia. Ale nie tylko! wszyscy tu mówią o specyficznej technice wspinania, wymagającej czasu. Moim zdaniem, technika wiadomo, ważna rzecz, ale kto nie ma pleców to niech wraca na własne podwórko! I ładować, przybloczek za przybloczkiem! Lekcje baletu też się mogą przydać: katorga baletek powinna wspaniale przełożyć się na kliny stóp w małych ryskach. A i rozciągnięte kończyny mogą uratować życie, gdy nasz bicek będzie się rozginał!
|
Na rozgrzewkę dobre ręcę z dziurą pośrodku: good hands with pod |
|
Droga na zgrzewkę na koniec dnia na Supercrack Butress: Nuclear Waste |
|
Generic Crack, good hand i głupie podsy na wide hands |
|
Próbuję sił na Chocolate Corner |
|
Kilka osób przechodząc powiedziało: nigdy nie widziała/em, żeby ktoś tu się wspinał.... |
|
Scarface, droga Black Uhuru, dulfrowy (liebackowy) raj |
|
Droga: Where's Carruthes? A co to ten Carruthers? |
O umiejętnościach koniecznych w przerysach (off-widthach) nie będziemy się tu wypowiadać, to wyższy stopień wtajemniczenia, którego nie osiągnęliśmy. Udało nam się jedynie dwukrotnie zakominiarzyć, co w porównaniu z Yoskami wydało się banałem.
Co istotniejsze: w takiej kupie jest raźniej i przede wszystkim cieplej (!) wieczorami. A listopadowe wieczory są dłuuuugie i chłodne. Okresami lodowate. Miejscami śnieżne. Także zapas puchu pod każdą postacią jest bardzo pożądany, tak jak i niewyczerpane potrzeby snu. Albo, trzeba być lokalsem, mieć mega gigantyczną furę i znajomych z podobnymi furami, zaparkować ciasno jeden obok drugiego, tak żeby już nic i nikogo nie było widać prócz fur i rozpalić ognisko, którego ciepło i blask będzie magazynowane w przestrzeni zamkniętej furami. A jak dalej będzie za zimno to zawsze można zrobić furą rundkę po kempie, przygazować trochę i zakurzyć wszystkich dookoła.
I tak tu nam płyną listopadowe dni spokojne, na kempie z porannym przymrozkiem, kawką i musli oraz kolejką na kupkę, słonecznym i bolesnym wspinie, obiadkiem o zachodzie słońca, slalomem między kicającymi zającami w drodze do namiotu o godzinie... 19:00. I spaniu aż do pierwszych promieni słonecznych pojawiających się o... 7:30.
I nie pytajcie co fajnego jest w tym: prawa, lewa, prawa, lewa. Żołnierza też nikt nie pyta, jak tam sobie maszeruje. A i on sam nad tym nie myśli na pewno. W głowie mu tylko jedno: prawa, lewa, prawa, lewa...
|
Zwiedzamy Canyonlands |
|
Jedyny Park Narodowy, gdzie jest bbbb. mało turystów |
|
Za to jest bbb dużo kanionów |
|
Needles i my |
|
A to ci podskoczył Zbój! |
|
Eeeee, skąd ona się tu wzięła? Z Egiptu? |
|
Kliny i kominy można trenować również w resty! |
|
Ratunku, coś mnie otoczyło! |
Wspinanie w Inadian Crek - info praktyczne
Kiedy:
Wiosna i jesień są najlepsze, może okresami być za gorąco (jest tu trochę północnych wystaw), może też sypnąć śniegiem. Skała w Indian Creek to piaskowiec, po opadach powinno się odczekać 24h przed wspinaniem.
Kempy:
Superbowl Campground, mniejsze, bardziej zadrzewione, gorsze kibelki bez zadaszenia, Pasteur Creek, przyjemniejsze, murowane kibelki z normalnym dachem! Bridget Point, konieczne auto 4x4. W sezonie, przed łikendem i w łikend kempingi mogą być bardzo zapchane!
Woda:
Na kempach nie ma wody, trzeba przywieźć ze sobą. Najbliższe "tankowanie" na granicy Parku Canyonlands w Visitor Center (kilka mil). W Moab jest sklep wspinaczkowy, który ma zainstalowane kraniki z pitną wodą dostępną w każdych ilościach za darmo.
Sprzęt:
Friendy wszystkich rozmiarów i ilości. W przewodniku większość dróg ma podany zestaw camów potrzebnych do ich zrobienia. Na wielu klasykach potrzeba 6-8 camów tego samego rozmiaru. Dlatego najlepiej wspinać się w grupie i stosować gear-shearing. My pożyczaliśmy czasem sprzęt od osób wspinających się obok osób. Inna opcja to szukanie krótszych dróg lub o różnych rozmiarach. Na łatwiejsze wspinanie tzn. drogi na ręce (hand cracks, głównie 5.9- 5.10) siadają #1,#2,#3 camów BD. Lepiej mieć ich zapas. Mniejsze rozmiary to już 5.11 i trudniej.
Wspinanie:
Dobrym rejonem na początek jest Donnelly Butress z takimi drogami jak Binou's Crack, Chocolate Corner czy Generic Crack. Scarface też ma kilka łatwiejszych linii. Wizytówką Indian Creek jest rejon Supercrack Butress z mega rysami: Supercrack (#3 BD), Incredible Crack, 3AM Crack. Wszystko to unikaty spotykane tylko w Indian Creek. Warto na początek trochę powędzić, by nie stracić zapału do tutejszego wspinania.
Resty:
Wycieczka do Moab, by uzupełnić zapasy wody, zrobić zakupy, zajrzeć na fejsa i zjeść burgera;) Można też zwiedzić Canyonlands National Park czy dalej położony (ale bardziej popularny) Arches NP.
|
Tak powitał nas 11 listopada 2015... |
|
Chyba Indian Creek ma nas już dosyć.... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz