Utah, które poznaliśmy to mieszanka Wielkiego Kanionu i Monument Valley (o nich w następnym poście!). Generalnie: pornografia dla geologów! W Europie te wszystkie warstwy geologiczne są odziane (mniej lub bardziej skromnie) zielonymi barwami roślinności. A tu, w Utah, bezwstydnie święcą golizną odkrywając wszystkie tajemnice: piaskowiec taki i śmaki a na samym końcu owaki (szczegóły geolodzy znajdą sami). Nie dość, że ta bezpruderyjna postawa musi przyprawiać geologów o zawrót głowy, fotografów też doprowadza do szaleństwa ta wspaniała paleta kolorów. Wspinacze zainteresowaniu są głównie tym, czy ten piaskowiec gwarantuję bezpieczną czy iluzoryczną protekcję.
Wracając do przerwanego wątku: choć nawet na pustyni zawitała zima nie ma tu komu wpadać świąteczne oszołomstwo. Za to na pewno lekko oszołomione są te stada krów brodzące po kolana w śniegu...
|
Pogoda daje nam popalić |
|
Krowy przerzuciły się na śnieżną dietę |
My uciekamy, byle dalej od minusowych temperatur! Ostatnie dni w Indian Creek trochę nas wykończyły: coraz niższe temperatury, coraz dłuższe noce... W akcie desperacji spędziliśmy jedną noc w buchającym ciepłem hostelu
Lazy Lizard. Prócz gorącej kąpieli atrakcją wieczoru byli brodaci kowboje, byli i niedoszli strażacy (podobno to atrakcyjna posada w USA) i wąsacz mamrotak przez sen. My marzliśmy nawet w ciągu dnia a lokalsi śmigali w krótkich spodenkach i t-shirtach! Tutejsza hamburgerowa dieta to po prostu inwestycja w zimowy tłuszczyk ochronny! Jak to łatwo połączyć przyjemne z pożytecznym!
Wracając do nas... Kierowaliśmy się w stronę słonecznej Nevady, ale na szlaku parków narodowych zostały nam jeszcze dwie obowiązkowe pozycje: Bryce Canyon i Zion National Park. Ten pierwszy miał być pierwszy, ale prognozowane opady śniegu zdecydowanie bardziej przemówiły do potencjalnych narciarzy niż do nas. Więc drugi z kolei Zion stał się pierwszym i... ostatnim. Ale bez uprzedzania faktów. Nieustępliwy śnieg sprowadził nas na manowce czyli do motelu w Hurricane. I choć opad się skończył miasto udowodniło słuszność swej nazwy popuszczając wiatru fantazję. A my nocą zmarzliśmy w motelu!
I co tu dużo mówić: wspinanie w tych parkach narodowych jest przeciwieństwem turystyki w nich: ani łatwo, ani przyjemnie, nie ma żadnej opcji dla słabeuszy i cieniasów. W ogóle Zion wydaje się kolejnym levelem we wspinaczkowej grze pt. Harde trady w Stanach. Tyle, ze nam brakuje niezbędnych akcesorii na ten levelm: ani mega buły, ani mega techniki, ani psychy no a hakówkę zarzuciliśmy w Yoskach... Mimo to Adam dzielnie zawojował, choć na rozgrzewkę trafiła się 5.7 z dopiskiem akward... Niektórzy wiedzą co,to znaczy. Później jakieś Zapiaszczone Wiśnie, nawet zjadliwe, ale skała twardsza niż w Indian, klinowanie znów bolało...
|
Cave Route na rozgrzewkę, 5.7 z dodatkiem akward |
|
Zapiaszczone wiśnie |
|
Pomarańcz wszędzie dookoła. Plus wspinacz |
|
Fails of Power. Idealnie na ręce. Ino przewieszona |
|
Widoczki przy obiedzie. Wszędzie ściany.. |
Wertując przewodnik po raz kolejny łudzimy się, że nagle odnajdzie się ta sklejona strona z tymi wszystkimi pięciogwiazdkowymi drogami dla nas. A tu nic, drzwi sezamu pozostały zamknięte. Nie pozostaje nam nic innego jak Hadacze, czyli polecany przez wszystkich Headache, droga za 5.10+ na dłonie! Ideał z malutką skazą: wystawą północną! Czyli pokuta za nieznane nam grzechy trwa, marznąć dziatwa!
Po pokucie nadszedł czas na rozgrzeszenie czyli spacer po Anielskim Grzbiecie! W słońcu! Rozgrzeszonych w Zion jest chyba całe mnóstwo, bo na szlaku tłumy! Spacer byłby wspaniały, gdyby nie był wybrukowany dobrymi chęciami dla stonki turystycznej (czytaj asfalt na 80% szlaku). Ale ostatni stopień rozgrzeszenia doświadcza stonka przerzedzona: grań anielska to nieubezpieczony, zapiaszczony i lekko zalodzony szlak z fantastyczną ekspozycją. Tak tak, Amerykanie uwielbiają kontrasty...
|
Widok na Angels Landing |
|
Asfaltowy szlak prowadzi nas w anielskie przestworza |
|
Droga do rozgrzeszenia jest kręta |
|
Żeby stonce było łatwo... |
|
Ale widoki ze szczytu wspaniałe |
|
Wgłab kanionu. Po lewej widać słynne Moonlight Butress! |
|
Widoki na południe |
|
Widoki na nas:) |
|
Taka tutejsza Orla Perć |
|
Żegnamy się z Zion |
Po zatankowaniu słonecznego paliwa na anielskich wojażach postanawiamy zmykać,w stronę słonecznej pustyni. Na pustyni lądujemy wieczorem (w okolicach Valley of Fire), słońce jest, jest też i nasz stary przyjaciel wiatr. Ani się obejrzymy a potarga nam namiot... Chyba zaczynamy tęsknić za domem...
|
Takie piękne widoki, a tak ten nocleg dał nam popalić.... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz